Thursday, July 5, 2007

18 dni...

18 dzień z rzędu byłem w pracy...
Zmęczenie mi coraz bardziej doskwiera... Ale przejdzie...
Nudy... Nic ciekawego ostatnio się nie dzieje, przynajmniej u mnie...
Za to od 15 jestem na urlopie! To już tak blisko...
Ostatnio prześladują mnie bieszczady. Wystarczy, że dany wyraz ma tyle samo słów, a pierwsze z nich przypomina chociaż odrobinę literę "B" i widzę BIESZCZADY!!!
To już niedługo...
Wezmę plecak, namiot i wyruszę do Wetliny...
Odpocząć...

Monday, June 25, 2007

Zmęczenie poweekendowe

No cóż...
Kolega z pracy wybrał sobie najlepszy moment żeby pójść sobie na L4, co spowodowało, że sobota i niedziela dość mocno się na mnie odcisnęły...
A jak jeszcze się w sobotę idzie "na miasto"...
Wracam do formy, zdecydowanie...
Co prawda nie jest to taka forma, do jakiej powinno się wracać... Ale z drugiej strony mogę wreszcie iść między ludzi i czuć się dobrze...
Ostatnio naprawdę wszyscy moi znajomi się uwzięli, żeby mi poprawiać humor...
Biorąc pod uwagę wszystko, jestem zadowolony, że nie szukałem pomocy tylko radziłem sobie sam z moimi kłopotami...
jakoś lepiej mi się rozmawia z ludźmi, gdy wiem, że widzą się ze mną dla przyjemności rozmowy, a nie żeby mi pomóc...

Wednesday, June 20, 2007

Stan duszy i umysłu

Muszę się przyznać, ze powoli wychodzę z depresji...
Wraca do mnie falami, ale już jest dużo lepiej. Przyzwyczaiłem się do niej, bo poza krótkim okresem sprzed 3 lat towarzyszyła mi niemal nieustannie... Zresztą, przez ostatnie trzy lata, poza krótkimi okresami czegoś zbliżonego do euforii, mój stan wyłącznie się pogarszał...
Miałem na szczęście oparcie w nielicznych przyjaciołach, i to ratowało moja równowagę psychiczną... Tym razem postanowiłem sobie poradzić bez nich...
Należę do tego dziwnego gatunku ludzi, którzy uważają prośbę o pomoc za coś niemalże wstydliwego...
Nie chodzi tu o niechęć z jaką zwykle przyznajemy sie do słabości, raczej o to, że nie lubię obarczać innych swoimi problemami...
Nie mówiąc już o tym, ze zawsze miałem problem z przechodzeniem z etapu znajomego dalej. Zawsze miałem bardzo wąskie grono znajomych, a przyjaciół jeszcze mniej. Biorąc pod uwagę jeszcze to, że przez ostatnie trzy lata całą swoją uwagę poświęcałem właściwie jednej osobie, jestem bardzo szczęśliwy, że została mi przynajmniej ta garstka bliskich osób...
Mam nadzieję, że ud mi się to zmienić...
Na razie czeka mnie jeszcze dużo wysiłku, by doprowadzić siebie samego do porządku...
Chyba założenie tego bloga jest taką próbą uporządkowania samego siebie...
No nic, zobaczymy, co będzie dalej...

A poza tym - jeden z moich kolegów kierowników przeklina równo los, który nas obdarzył takim kierownikiem regionalnym...
Tabelki, reguły, "checklisty"...
A do tego jeszcze nasz drogi kolega KR zapomniał przy tworzeniu "tabeli obrotów" za maj o źródle wpływów jakim są przelewy...
A przy okazji zabronił jakiejkolwiek ingerencji w wyżej wspomnianą tabelkę...
Już nie wiemy, śmiać się, czy płakać...
A, jeszcze może mi się od niego oberwać, bo ostatniej oferty przetargowej nie wysłałem też jemu(a zgodnie z jego "rozporządzeniem" wszystkie emaile wysyłane z konta firmowego mają też trafiać do niego). A ta praca była taka fajna...

Mimochodem...

Paul Potts wygrał w niedzielę brytyjską wersję "Idola"(Britain got talent).
Nie będę nikomu niepotrzebnie ponownie przybliżał jego sylwetki, krótko tylko napiszę, o co mi w związku z tym chodzi.
Lubie muzykę poważną. Nie do tego stopnia co prawda, by jej słuchać cały czas, ale z przyjemnością wspominam wszystkie wyjścia do łódzkiego Teatru Wielkiego. A i koncertów Trzech Tenorów emitowanych kiedyś przez telewizję publiczną także nie przegapiałem. Cieszy mnie to, że jeszcze na świecie ktoś wykonujący muzykę klasyczną jest w stanie wygrać z:
- zespołem tanecznym wykonującym w tym momencie najpopularniejszy street dance,
- dziećmi od małego kreowanymi na gwiazdy przez rodziców (świetne są, ale...)
Komik z małpą był, niestety, tylko ciekawostką - cóż, z Paulem nikt nie miał szans.

No i jeszcze finał sprawy Anny Radosz - dziewczyny, która nie podjęła się chemioterapii, by nie zaszkodzić dziecku...
To już "insza inność" - przez swoją (słuszną, czy nie, ale własną) decyzję doprowadziła do pogorszenia się stanu zdrowia do tego stopnia, że już żadna kuracja nie była jej wstanie pomóc...
A teraz ma być świętą!
Moim zdaniem postąpiła normalnie.
Miała do tego prawo.
Niestety, w naszym kraju niczego nie da się praktycznie zrobić, by ktoś nie chciał tego wykorzystać do własnych celów...
A poza tym? S-8 przez Łódź raczej nie będzie, GDDKiA bawi się słowami i ucieka od odpowiedzi na pytania stawiane przez dziennikarzy, do tego Łódź została sama, bo przedstawiciele innych miast boją się kolejnej zmiany planowanej trasy...
Ciekawi mnie jedno, kto na tym zarobi?

Tuesday, June 19, 2007

Minął kolejny dzień

A dzisiaj, dla odmiany, będę się chwalił.
Czasami wystarczy tylko się ruszyć, a wszystko zacznie wychodzić...
W jeden dzień udało mi się zrobić więcej, niż przez ostatni miesiąc...
Co prawda rzeczy, na których mi najbardziej zależy nie uległy zmianie, ale jeżeli chodzi o inne sprawy...
Podsumowując - sytuacja finansowa z dnia na dzień wygląda lepiej, co prawda w tym roku pewnie nie uda mi się uciec nawet na tydzień w Bieszczady, ale cóż...
W pracy znowu uda mi się kontrakt na ładnych paręnaście tysięcy, co spowoduje przyrost gotówki też u moich znajomych...
Coraz lepiej mi idzie odrywanie się od komputera (chociaż ten tekst jest dowodem na to, że do końca mi się to raczej nie uda)
i w ogóle życie zbliża się do znośnego poziomu...
Nawet dzisiejsza krótka (tym razem) nawałnica tylko i wyłącznie poprawiła mi humor...
A, jeszcze w niedzielę wreszcie zacząłem pływać czymś, co przypomina już prawidłową żabkę, a nie próbę utopienia się.

I jeszcze dowcip, dedykowany:

Nowy żwirek do kocich kuwet - z karbidem.
Nie ma kota, nie ma zapachu.

Monday, June 18, 2007

Książki i inne takie

Jedną z niewielu przyjemności na które jestem w stanie wydać ostatnie pieniądze są książki...
Od czasu do czasu pewnie będzie się tutaj pojawiać rodzaj recenzji...
Na początek - mój najnowszy zakup, "Batalista" Arturo Perez-Reverte.
Ten hiszpański pisarz znany jest głównie dzięki Romanowi Polańskiemu, który nakręcił "Dziewiąte Wrota", udaną ekranizację "Klubu Dumas". W Polsce ukazało sę jeszcze kilka jego książek, między innymi "Fechmistrz", i najnowszy "Batalista".

Podobno jest to książka niepodobna do żadnej z poprzednich powieści autora...
Tutaj muszę zaprzeczyć. Nie jest to, na szczęście podobieństwo jak u Dana Browna (książki pisane według jednego klucza). Otóż Perez-Reverte nie pisze o ludziach normalnych. Na kartach jego powieści zawsze występują osoby jeżeli nawet nie wybitne, to obsesyjnie starające się osiągnąć jakiś cel. Może to być przywołanie diabła jak w "Klubie Dumas", odkrycie idealnego pchnięcia (jak w "Fechmistrzu") lub odnalezienie prawideł rządzących światem...

Co jeszcze wyróżnia prozę tego autora od reszty? Głównie staranność z jaką tworzy swoje opowieści. Nie jest to staranność Dana Browna, polegająca wyłącznie na opisach architektury; Arturo Perez-Reverte pisze dla osób oczytanych i wykształconych (żeby nie powiedzieć inteligentnych) które widziały przynajmniej jeden obraz Breughla Starszego i znają autora wiersza, którego początek przytoczę:

Tiger, tiger, burning bright,
In the forest of the night,
What immortal hand or eye
Could frame thy fearful symmetry?

Jednego nie da się ukryć - nie jest to lekka i przyjemna książka na niedzielne popołudnie. Jest to raczej rozprawa filozoficzna o naturze człowieka. Arturo Perez-Reverte przez dwadzieścia lat był reporterem wojennym. I ta książka jak najbardziej ma swoje korzenie w jego doświadczeniach. Nie mogę jej polecić każdemu, ale uważam, że jest to jedna z lepszych powieści, jakie miałem okazję przeczytać.


A teraz z kompletnie innej beczki...
Kolejny znajomy opuścił Polskę...
A w 3,5 milionowej Irlandii pracuje już (legalnie) pół miliona Polaków (szacuje się, że około 200 tysięcy nadal pracuje na czarno). Ostatnio zadzwoniła moja znajoma, od trzech już prawie lat mieszkająca w Anglii, i kolejny raz mnie próbowała wyciągnąć...
Coraz trudniej znaleźć ludzi, którzy by nie mieli znajomych za granicą...
I komentarz pseudo polityczny - nasza obecna władza uważa za swój sukces spadające bezrobocie...

Saturday, June 16, 2007

Tytułem wstępu...

No i stało się...
Tyle czasu się nasłuchałem i naczytałem o różnych blogach, że aż swojego stworzyłem...
Może jest to pójście z duchem czasu...
A może zawsze miałem ochotę na pisanie pamiętnika (bo blog jest właśnie specyficznym pamiętnikiem)...
W każdym bądź razie zbliżam się do wieku, w którym coraz częściej ze smutkiem stwierdzam, że zawodzi mnie pamięć... W związku z tym planuję spisywać tutaj te wspomnienia, które są dla mnie ważne - i nie tylko wspomnienia...
Zobaczymy, na ile mi starczy zapału...